Wylądowali w małym, chłodnym pomieszczeniu, Gienek wstał i rozejrzał się.
-
Jesteśmy w jakiejś toalecie.
-
Proszę, żeby to był nasz hotel - prawie rozpłakała się dziewczynka, leżąca na
zimnych kafelkach.
-
Wątpię, chyba, że nasz hotel to jakieś safari - zażartował.
Chłopiec wpatrywał się w ludzi robiących sobie
zdjęcia z żyrafą, chwilę po tym Brunhilda wstała i wyszli z toalety. Popatrzyli
na siebie, byli ubrani w zielone kurtki z plakietkami.
-
Pracownik ZOO?! - wykrzyczeli oboje.
-
Mniejsza z tym, czemu wszyscy są bez maseczek i czemu w ogóle zoo jest otwarte?!
- panikowała dziewczyna - Który mamy rok?! Czemu jesteśmy już dorośli?!
-
2018 i...
Nagle
w środku zdania przybiegł mężczyzna ubrany tak samo jak oni.
-
No w końcu, gdzie wy byliście! Dobra, nieważne idźcie nakarmić goryle.
-
Przepraszam, ale...
-
Idźcie już!! - zdenerwował się mężczyzna.
Idąc po znakach, cudem dotarli do wybiegu
goryli, ustalając przy okazji, że znajdują się w ZOO we Wrocławiu. Znaleźli drzwi
dla personelu, wzięli jedzenie i kluczem (który jakoś znalazł się w kieszeni
Gienka) otworzyli je. Weszli w głąb lasu z wielkimi, drewnianymi konstrukcjami
obwiązanymi linami. W pewnym momencie przed nimi wyłoniły się dwie ogromne, czarne
kulki.
-
To to to... goryle - wymamrotała Brunhilda.
-
Spokojnie, nie są agresywne, kiedy nie muszą, to roślinożercy - powiedział już
nieco głośniej Gienek
-
Dobra, ale i tak się ich boję.
Chłopiec wziął pierwszy owoc z wiaderka i podał
zwierzęciu, a ten zjadł go ze smakiem. Po kilku minutach wiadro było puste, a
goryle szczęśliwe. Wyszli z wybiegu, zamykając drzwi na klucz.
-
No właśnie!! - wykrzyknął przerażony Gienek, zatrzymując się.
-
Co?! Co się stało?! - zdenerwowała się Brunhilda i również stanęła.
-
SZCZEPIONKI!!!
-
O nie! Powiedz, że masz je w kieszeni!
-
Nie, był w niej tylko klucz, który się tam pojawił.
-
Musimy je koniecznie znaleźć, inaczej... no sam wiesz.
Przeszli
całą drogę z toalety aż do wybiegu, lecz po szczepionkach nie było śladu...