sobota, 31 października 2020

Rozdział III (Nadia Imbierowicz)

     Nagle mama Brunhildy wstała i wygoniła cioteczną babcie Gosię z domu.

- Jeśli masz obrażać naszą część rodziny, do wyjdź z tego domu - powiedziała zła mama.

- Dobrze. I tak nie mam zamiaru tutaj siedzieć - odpowiedziała ciotka Gocha, wychodząc z domu.

Po godzinie, gdy wszyscy zjedli, ktoś zapukał do drzwi, więc tata Brunhildy wstał i otworzył.

- Cześć Gryzeldo - przywitał się tata.

- Dobry wieczór, czy jest może Brunhilda? - spytała Gryzelda.

- Oczywiście, jest, już ją wołam - odpowiedział tata, wołając córkę.

Gdy Brunhilda podeszła do drzwi, dostała od swojej przyjaciółki przecudowny prezent.

- To moje wymarzone klocki lego z Harrego Pottera! Dziękuję Gryzeldo - powiedziała do przyjaciółki przeszczęśliwa dziewczynka.

- Nie ma za co! A ty coś dla mnie masz? - powiedziała przyjaciółka.

- Jasne! - odpowiedziała Brunhilda, dając prezent przyjaciółce.

- Dziękuję, to haft diamentowy! - powiedziała Gryzelda.

     Gdy dziewczynki porozmawiały o świętach i poszły do swoich domów, była już 23:15, więc Brunhilda poszła spać. Następnego dnia dziewczynka otworzyła swoje klocki lego, a tam była karteczka z napisem: ,,Witaj Brunhildo, ponieważ paczka powstała w Włoszech, a my mamy szczepionkę na koronavirusa, przygotowaliśmy dla ciebie zagadki, abyś mogła pokonać chorobę. Pierwsza zagadka - gdzie wielkie drzewo w twoim mieście. Powodzenia!” Dziewczynka stwierdziła, że pójdzie po Gryzeldę.

- Cześć Gryzeldo! - powiedziała Brunhilda, opowiadając całą historię przyjaciółce.

-.To nieprawda! To niemożliwe! Kłamiesz!  -powiedziała rozwścieczona Gryzelda.

- Nie kłamię, obiecuję - powiedziała Brunia.

- Kłamiesz, wiem to! - odparła Gryzelda, odchodząc.

Brunhilda została sama, więc postanowiła pójść rozwiązywać pierwszą zagadkę.

- Gdzie jest wielkie drzewo? - myślała Brunia.

- No tak! W parku!  -odpowiedziała sobie.

Gdy Dziewczynka poszła do parku, przy drzewie spotkała jakiegoś chłopca.

- Cześć. Jak się nazywasz? - odparł młodzieniec.

- Cześć, jestem Brunhilda - odpowiedziała dziewczynka.

- Super, ja jestem Gienek - powiedział chłopiec.

- Czemu tutaj przyszedłeś?

- Szukać zagadek na szczepionkę zwalczającą koronę.

- Ja też! Może poszukamy razem! - rzekła szczęśliwa dziewczynka.

- Oczywiście - odpowiedział kolega.

piątek, 23 października 2020

Rozdział II (Alicja Olejniczak)

 - Dziadzi, a cio ti maś na siobie ?- zapytała Maja.

- Eee...ja..ja - myślał intensywnie dziade k- Ja, ja tylko się bawię - odpowiedział po chwili namysłu i uśmiechną się sztucznie. Jednak mu nie wyszło.

 -Cio ty dziadzi taki nabujmusiony ? - spytała ciekawie Maja, która zamiast pomagać w kuchni zainteresowała się dziadkiem.

- Ja... eee muszę pomóc - odparł dziadek, wstał i odszedł od ciekawskiej Mai, co sprawiło mu wielką ulgę.

    Wreszcie wszyscy zasiedli do Wigilii. Tata zaczął przemowę podczas, której wszystkie dzieci ziewały.

- Aaaleeee nuuuddaaaaaa - ziewał Ben.

- Prawda - przyznała mu rację Brunhilda.

- Dlatego łączmy się w pokoju. Koniec - zakończył tata.

- Ufff- odparły zgodnie wszystkie dzieci. 

DING DONG zadzwonił domofon.

 - Otwierać mi zaraz te wstrętne drzwi - dało się słychać z dworu - mam 70 lat - dodał głos.

- JUŻ IDĘ! - odpowiedziała mama i pobiegła otworzyć drzwi.

Chwilę później do pokoju wszedł potwór... cioteczna babcia Gosia (w skrócie Gosia).

- A witam, witam - przywitała staruszka - chude masz pęciny Ben, a ty Bruniu (chodzi o Brunhildę), co tak na mnię patrzysz? - zaczęła sesję marudzenia Gosia - wiecie co? Teraz przez te okropne święta wszyscy utkniemy na kwarantannie! – krzyczała -  A wystarczy jakiegoś dobrego drinka alkoholowego chlapnąć wieczorem. A tak w ogóle to dojazd do waszego North street (północna ulica) - Gosia wymawia Nortech stert (nie bierzcie z niej przykładu) - jest koszmarny! A tym bardziej w Wigilię. Ciesz się -zwróciła się do mamy Brunhildy - moja droga, że do tych waszych Stanów Zjednoszonych (wymowa Gochy) wszyscy przylecieliśmy! Dobrze, że załatwiliście nam bilety do tej waszej Kearney (miasto w USA), przylecieliśmy. Dobrze, że to dość blisko lotniska, bo nie wiem, jakbym się tu dostała - skończyła narzekanie. A trzeba przyznać, że była w tym naprawdę dobra.

- Mogliśmy cię zabrać - powiedziała ciocia Kasia.

- MÓWIŁAM, ŻE NIE!!! - ryknęła cioteczna babcia.

- No dobrze - zaczęła babcia Maria - powiem wam coś o Jacku. Nie ma go z nami, bo miał ważny towar - dodała. Wujek Jacek to brat taty i kieruje tirem.

- Ja tam zawsze uważałam go za darmozjada - wyraziła się Gosia - żadnego z niego pożytku – kontynuowała - tylko mości się na tej swojej przestarzałej kanapie, a już nie mówić o jego chęci ruszenia 4 liter z tej kanapy, jeśli tak można nazwać tę stertę szmat - dokończyła krytykę.

- Oj tam, bzdury pleciesz, Gocha - skarcił ją dziadek.

- Jest bardzo pracowity - dodała ciocia.

- Wy muchy bez rozumu - syknęła stara zrzęda.

- Patrzcie, prezenty!!- krzyknęła Brunhilda.

- Rękawice bramkarskie! Czemu wigilia nie trwa wiecznie! - wykrzyczał uradowany Ben.

-Tajemniczy ogród! - pisnęła ze szczęścia Brunhilda.

     Maja dostała domek dla lalek, Zuza płytę z utworami ulubionego kompozytora, wszyscy dorośli sweterek świąteczny. Wszyscy oprócz... mistrzyni zrzędliwości.

No! Miesięczna prenumerata tygodnika ,,Kobiecy świat”.

- Leony Cross - powiedziała Gocha.

- Ta Cross to orangutan. Wszystko ściemnia. Te historyjki... - zaczęła babcia, ale oburzenie potwornego potwora Gosi nie pozwoliło jej dokończyć.

- MYLISZ SIĘ!!!!!!!!!!! - wywrzeszczała cioteczna babcia - A w dodatku przypomniałaś mi, żeby zamówić w księgarni egzemplarz jej ,, Historii kobiet” - dodała już zwykłym głosem

- Złaź z tego krzesła, ty mała, smrodliwa glisto - wygoniła z krzesła Brunhildę Gosia - Mam 70 lat - dodała swój niezwykle ,,przekonujący” argument staruszka.

- Ech okej - zgodziła się dziewczynka z markotną miną.

-Ta młodzież. Szacunku za grosz - odparła wrednie zrzęda. Mama, widząc markotną minę córki. zawołała:

- KORA!!!

Kora, ilustracja Alicja Olejniczak

    Do pokoju wbiegł truchtem mały brązowy piesek - mieszaniec. Nie dało się określić jego rasy, ale dało się zauważyć, że jest przerażony.

- Słodziutki - powiedziała przymilnie Brunhilda, głaszcząc trzęsącego się ze strachu pieska - to tylko przestarzały karaluch cioteczna babcia Gosia – dodała.

- Cioteczna babciu Gosiu - zaczęła uprzejmie Zuza przepełniona dobrymi intencjami, ale czego się spodziewać…

- Dla ciebie Małgorzata - odparła szorstko staruszka - Czego?- dodała.

- Fryzura ci się popsuła - dodała pospiesznie dziewczynka.

- A co tam mi. Patrzę na tą wyszczekaną kupę kłaków - dodała niemiłym tonem - z tym czymś przez 2 tygodnie! Gdzie ja żyję?- odrzekła obrażona.

niedziela, 18 października 2020

Rozdział I (Alicja Gamańska)

 Wspaniała dziewczyna

     Pewnego dnia Brunhilda leżała na łóżku i rozmyślała nad rozwiązaniem pandemii koronawirusa. Dziewczyna miała trzynaście lat, mieszkała w domu z rodzicami, a jej najlepszą przyjaciółką była Gryzelda. Nie mogła znieść tego, że nie może wyjść spotkać się ze znajomymi, chciała wrócić do normalności. Jedyna rzecz, która wydawała się dziewczynce przyjemna, to fakt, że następnego dnia miała być Wigilia.

    Nagle ktoś zapukał do drzwi, zbiegła po schodach i otworzyła. W progu stała mama dziewczynki z pięknymi, czerwonymi kwiatami.

- Cześć mamo, po co ci te kwiaty? – spytała Brunhilda.

- Dzień dobry kochanie, kwiaty posłużą jako ozdoba na stół, przy którym będziemy jeść – odpowiedziała mama.

Po tych słowach dziewczynka wpuściła mamę do domu. Następnie wskoczyła na kanapę i włączyła telewizor.

- Może przyjdziesz i pomożesz? – spytała mama.

- Już idę – odpowiedziała córka.

- Ułóż nowe kwiaty w wazonie i postaw na stole – wydała rozkaz mama, wskazując palcem na stół.

- Chętnie, i tak się nudzę – powiedziała Brunhilda i wzięła czerwone kwiaty do ręki.

   Po paru godzinach wszystko było gotowe na przyjazd całej rodziny. Dziewczynka była ubrana w czerwoną sukienkę, stół był udekorowany, wszystkie potrawy leżały na tackach i talerzach, cały dom prezentował się bajecznie i wigilijnie. Po paru minutach ktoś zadzwonił do drzwi. Gdy Brunhilda otworzyła, zobaczyła swoją młodszą kuzynkę Maję i ciocię Kasię.

- Brulilda! – krzyknęła mała kuzynka.

- Cześć Maju – powiedziała z radością nastolatka i obie się przytuliły.

- Jaka ty duża dziewczyna – przywitała się ciocia Kasia.

- W końcu już mam trzynaście lat – odpowiedziała Brunhilda i wskoczyła na ciocię.

   Po paru sekundach ktoś zapukał do drzwi. Kiedy ciocia otworzyła, wszyscy ujrzeli tatę dziewczynki. Właśnie wrócił z pracy, miał na sobie granatowy garnitur, a pod pachą trzymał notatki. Przywitał się ze wszystkimi i poszedł się przebrać. Następni goście, którzy się pojawili, to byli dziadkowie, a tuż po nich przyjechali ciocia Klara, wujek Przemek, kuzyn Ben i kuzynka Zuza. Gdy wszyscy zasiedli przy stole, zaczęli gawędzić, każdy z kimś rozmawiał oprócz małej Mai, która siedziała na krześle i patrzyła na Brunhildę.

- Co się stało Maja? – z zaciekawieniem spytała ciocia Kasia.

- Chcę plezenty – odpowiedziała rozwścieczona.

- Musisz jeszcze chwile zaczekać, wypatruj pierwszej gwiazdki na niebie – odpowiedziała łagodnie jej mama.

Maja zmuszona do czekania stanęła przy szybie i wpatrywała się w niebo, kiedy nagle się obróciła, zobaczyła, że za jej plecami stała kuzynka Zuza.

- Co tak się patrzysz w to okno? – spytała Zuzia.

- Wypatlywać gwiazdk. – odpowiedziała Maja.

- Zobacz, tam jest jakaś! – wykrzyknęła Zuza i wskazała świecący punkt na niebie.

Maja, gdy tylko zauważyła gwiazdkę, pobiegła do mamy.

- Mama, gwiazdka! – wywrzeszczała na cały dom mała dziewczynka.

    Wszyscy podbiegli do okna oprócz dziadka, który poszedł do łazienki. Rodzina po wypatrzeniu gwiazdki usiedła na kanapy i wtedy z łazienki wyszedł dziadek przebrany za Świętego Mikołaja!