- Dziadzi, a cio ti maś na siobie ?- zapytała Maja.
-
Eee...ja..ja - myślał intensywnie dziade k- Ja, ja tylko się bawię - odpowiedział
po chwili namysłu i uśmiechną się sztucznie. Jednak mu nie wyszło.
-Cio ty dziadzi taki nabujmusiony ? - spytała
ciekawie Maja, która zamiast pomagać w kuchni zainteresowała się dziadkiem.
-
Ja... eee muszę pomóc - odparł dziadek, wstał i odszedł od ciekawskiej Mai, co
sprawiło mu wielką ulgę.
Wreszcie wszyscy zasiedli do Wigilii. Tata zaczął
przemowę podczas, której wszystkie dzieci ziewały.
-
Aaaleeee nuuuddaaaaaa - ziewał Ben.
-
Prawda - przyznała mu rację Brunhilda.
-
Dlatego łączmy się w pokoju. Koniec - zakończył tata.
- Ufff- odparły zgodnie wszystkie dzieci.
DING
DONG zadzwonił domofon.
-
JUŻ IDĘ! - odpowiedziała mama i pobiegła otworzyć drzwi.
Chwilę
później do pokoju wszedł potwór... cioteczna babcia Gosia (w skrócie Gosia).
-
A witam, witam - przywitała staruszka - chude masz pęciny Ben, a ty Bruniu
(chodzi o Brunhildę), co tak na mnię patrzysz? - zaczęła sesję marudzenia Gosia -
wiecie co? Teraz przez te okropne święta wszyscy utkniemy na kwarantannie! –
krzyczała - A wystarczy jakiegoś dobrego
drinka alkoholowego chlapnąć wieczorem. A tak w ogóle to dojazd do waszego
North street (północna ulica) - Gosia wymawia Nortech stert (nie bierzcie z
niej przykładu) - jest koszmarny! A tym bardziej w Wigilię. Ciesz się -zwróciła
się do mamy Brunhildy - moja droga, że do tych waszych Stanów Zjednoszonych
(wymowa Gochy) wszyscy przylecieliśmy! Dobrze, że załatwiliście nam bilety do
tej waszej Kearney (miasto w USA), przylecieliśmy. Dobrze, że to dość blisko
lotniska, bo nie wiem, jakbym się tu dostała - skończyła narzekanie. A trzeba
przyznać, że była w tym naprawdę dobra.
-
Mogliśmy cię zabrać - powiedziała ciocia Kasia.
-
MÓWIŁAM, ŻE NIE!!! - ryknęła cioteczna babcia.
-
No dobrze - zaczęła babcia Maria - powiem wam coś o Jacku. Nie ma go z nami, bo
miał ważny towar - dodała. Wujek Jacek to brat taty i kieruje tirem.
-
Ja tam zawsze uważałam go za darmozjada - wyraziła się Gosia - żadnego z niego
pożytku – kontynuowała - tylko mości się na tej swojej przestarzałej kanapie, a
już nie mówić o jego chęci ruszenia 4 liter z tej kanapy, jeśli tak można
nazwać tę stertę szmat - dokończyła krytykę.
-
Oj tam, bzdury pleciesz, Gocha - skarcił ją dziadek.
-
Jest bardzo pracowity - dodała ciocia.
-
Wy muchy bez rozumu - syknęła stara zrzęda.
-
Patrzcie, prezenty!!- krzyknęła Brunhilda.
-
Rękawice bramkarskie! Czemu wigilia nie trwa wiecznie! - wykrzyczał uradowany
Ben.
-Tajemniczy
ogród! - pisnęła ze szczęścia Brunhilda.
Maja dostała domek dla lalek, Zuza płytę z
utworami ulubionego kompozytora, wszyscy dorośli sweterek świąteczny. Wszyscy oprócz...
mistrzyni zrzędliwości.
No!
Miesięczna prenumerata tygodnika ,,Kobiecy świat”.
-
Leony Cross - powiedziała Gocha.
-
Ta Cross to orangutan. Wszystko ściemnia. Te historyjki... - zaczęła babcia,
ale oburzenie potwornego potwora Gosi nie pozwoliło jej dokończyć.
-
MYLISZ SIĘ!!!!!!!!!!! - wywrzeszczała cioteczna babcia - A w dodatku przypomniałaś
mi, żeby zamówić w księgarni egzemplarz jej ,, Historii kobiet” - dodała już
zwykłym głosem
-
Złaź z tego krzesła, ty mała, smrodliwa glisto - wygoniła z krzesła Brunhildę
Gosia - Mam 70 lat - dodała swój niezwykle ,,przekonujący” argument staruszka.
-
Ech okej - zgodziła się dziewczynka z markotną miną.
-Ta
młodzież. Szacunku za grosz - odparła wrednie zrzęda. Mama, widząc markotną
minę córki. zawołała:
-
KORA!!!
Do pokoju wbiegł truchtem mały brązowy
piesek - mieszaniec. Nie dało się określić jego rasy, ale dało się zauważyć, że
jest przerażony.
-
Słodziutki - powiedziała przymilnie Brunhilda, głaszcząc trzęsącego się ze
strachu pieska - to tylko przestarzały karaluch cioteczna babcia Gosia – dodała.
-
Cioteczna babciu Gosiu - zaczęła uprzejmie Zuza przepełniona dobrymi intencjami,
ale czego się spodziewać…
-
Dla ciebie Małgorzata - odparła szorstko staruszka - Czego?- dodała.
-
Fryzura ci się popsuła - dodała pospiesznie dziewczynka.
-
A co tam mi. Patrzę na tą wyszczekaną kupę kłaków - dodała niemiłym tonem - z
tym czymś przez 2 tygodnie! Gdzie ja żyję?- odrzekła obrażona.
No to wniosła cioteczna babka Gochna swiąteczną atmosferę ;-)
OdpowiedzUsuń