piątek, 23 października 2020

Rozdział II (Alicja Olejniczak)

 - Dziadzi, a cio ti maś na siobie ?- zapytała Maja.

- Eee...ja..ja - myślał intensywnie dziade k- Ja, ja tylko się bawię - odpowiedział po chwili namysłu i uśmiechną się sztucznie. Jednak mu nie wyszło.

 -Cio ty dziadzi taki nabujmusiony ? - spytała ciekawie Maja, która zamiast pomagać w kuchni zainteresowała się dziadkiem.

- Ja... eee muszę pomóc - odparł dziadek, wstał i odszedł od ciekawskiej Mai, co sprawiło mu wielką ulgę.

    Wreszcie wszyscy zasiedli do Wigilii. Tata zaczął przemowę podczas, której wszystkie dzieci ziewały.

- Aaaleeee nuuuddaaaaaa - ziewał Ben.

- Prawda - przyznała mu rację Brunhilda.

- Dlatego łączmy się w pokoju. Koniec - zakończył tata.

- Ufff- odparły zgodnie wszystkie dzieci. 

DING DONG zadzwonił domofon.

 - Otwierać mi zaraz te wstrętne drzwi - dało się słychać z dworu - mam 70 lat - dodał głos.

- JUŻ IDĘ! - odpowiedziała mama i pobiegła otworzyć drzwi.

Chwilę później do pokoju wszedł potwór... cioteczna babcia Gosia (w skrócie Gosia).

- A witam, witam - przywitała staruszka - chude masz pęciny Ben, a ty Bruniu (chodzi o Brunhildę), co tak na mnię patrzysz? - zaczęła sesję marudzenia Gosia - wiecie co? Teraz przez te okropne święta wszyscy utkniemy na kwarantannie! – krzyczała -  A wystarczy jakiegoś dobrego drinka alkoholowego chlapnąć wieczorem. A tak w ogóle to dojazd do waszego North street (północna ulica) - Gosia wymawia Nortech stert (nie bierzcie z niej przykładu) - jest koszmarny! A tym bardziej w Wigilię. Ciesz się -zwróciła się do mamy Brunhildy - moja droga, że do tych waszych Stanów Zjednoszonych (wymowa Gochy) wszyscy przylecieliśmy! Dobrze, że załatwiliście nam bilety do tej waszej Kearney (miasto w USA), przylecieliśmy. Dobrze, że to dość blisko lotniska, bo nie wiem, jakbym się tu dostała - skończyła narzekanie. A trzeba przyznać, że była w tym naprawdę dobra.

- Mogliśmy cię zabrać - powiedziała ciocia Kasia.

- MÓWIŁAM, ŻE NIE!!! - ryknęła cioteczna babcia.

- No dobrze - zaczęła babcia Maria - powiem wam coś o Jacku. Nie ma go z nami, bo miał ważny towar - dodała. Wujek Jacek to brat taty i kieruje tirem.

- Ja tam zawsze uważałam go za darmozjada - wyraziła się Gosia - żadnego z niego pożytku – kontynuowała - tylko mości się na tej swojej przestarzałej kanapie, a już nie mówić o jego chęci ruszenia 4 liter z tej kanapy, jeśli tak można nazwać tę stertę szmat - dokończyła krytykę.

- Oj tam, bzdury pleciesz, Gocha - skarcił ją dziadek.

- Jest bardzo pracowity - dodała ciocia.

- Wy muchy bez rozumu - syknęła stara zrzęda.

- Patrzcie, prezenty!!- krzyknęła Brunhilda.

- Rękawice bramkarskie! Czemu wigilia nie trwa wiecznie! - wykrzyczał uradowany Ben.

-Tajemniczy ogród! - pisnęła ze szczęścia Brunhilda.

     Maja dostała domek dla lalek, Zuza płytę z utworami ulubionego kompozytora, wszyscy dorośli sweterek świąteczny. Wszyscy oprócz... mistrzyni zrzędliwości.

No! Miesięczna prenumerata tygodnika ,,Kobiecy świat”.

- Leony Cross - powiedziała Gocha.

- Ta Cross to orangutan. Wszystko ściemnia. Te historyjki... - zaczęła babcia, ale oburzenie potwornego potwora Gosi nie pozwoliło jej dokończyć.

- MYLISZ SIĘ!!!!!!!!!!! - wywrzeszczała cioteczna babcia - A w dodatku przypomniałaś mi, żeby zamówić w księgarni egzemplarz jej ,, Historii kobiet” - dodała już zwykłym głosem

- Złaź z tego krzesła, ty mała, smrodliwa glisto - wygoniła z krzesła Brunhildę Gosia - Mam 70 lat - dodała swój niezwykle ,,przekonujący” argument staruszka.

- Ech okej - zgodziła się dziewczynka z markotną miną.

-Ta młodzież. Szacunku za grosz - odparła wrednie zrzęda. Mama, widząc markotną minę córki. zawołała:

- KORA!!!

Kora, ilustracja Alicja Olejniczak

    Do pokoju wbiegł truchtem mały brązowy piesek - mieszaniec. Nie dało się określić jego rasy, ale dało się zauważyć, że jest przerażony.

- Słodziutki - powiedziała przymilnie Brunhilda, głaszcząc trzęsącego się ze strachu pieska - to tylko przestarzały karaluch cioteczna babcia Gosia – dodała.

- Cioteczna babciu Gosiu - zaczęła uprzejmie Zuza przepełniona dobrymi intencjami, ale czego się spodziewać…

- Dla ciebie Małgorzata - odparła szorstko staruszka - Czego?- dodała.

- Fryzura ci się popsuła - dodała pospiesznie dziewczynka.

- A co tam mi. Patrzę na tą wyszczekaną kupę kłaków - dodała niemiłym tonem - z tym czymś przez 2 tygodnie! Gdzie ja żyję?- odrzekła obrażona.

1 komentarz:

  1. No to wniosła cioteczna babka Gochna swiąteczną atmosferę ;-)

    OdpowiedzUsuń